czwartek, 23 stycznia 2014
Koala !
Witam Was kochani !
Na początek pragnę Was przeprosić za moją długą przerwę. nie wiem jak to się stało, że aż tak długo nic nie dodałam. Moja notka nie pojawiła się tu chyba od grudnia, lub wcześniej, a obiecałam, że w poprzednim tygodniu coś dodam, więc za to bardzo bardzo Was przepraszam. Ostatnio w ogóle nie miałam jakoś tak chęci do napisania tego. Lecz powróciłam z nowymi zwierzakami i postaram się już w miarę systematycznie dodawać posty.
Jak już wiecie dołączyła do mnie Sensei :)
Mi się bardzo podoba jej sposób pisania notek, a Wy co sądzicie ?
Teraz mam większą motywację, że jeszcze ktoś tu ze mną jest.
Notka jej dedykowana Gocie. Chociaż chyba ostatnio tu nie zaglądała. muszę z nią pomówić :D
Eh zamiast się uczyć na biologie to siedzę na komputerze. Ale co tam jeszcze mam czas :D
Dzisiaj moi mili opowiem Wam o Koalach.
Koala jest zaliczany do gatunku torbacza i rodziny koalowatych. Ja go bardzo często nazywam po prostu misiem :D Lecz to jest bardzo nie poprawna nazwa. Ponieważ nazywaniem koali ``misiem koala`` sugeruje nam pokrewieństwo z niedźwiedziami. A jak wiemy koala i niedźwiedź trochę się różnią.
Torbacz ten wyglądem przypomina pluszowego misia. Ma dużą okrągłą głowę, kosmate uszy i duży, czarny nos. Jego futro jest gęste i wełniste, popielatoszare, z białym podbródkiem i klatką piersiową. Kończyny są krępe o dużych, silnych łapach zaopatrzonych w ostre, mocne pazury. Palec pierwszy i drugi są ustawione przeciwstawnie do pozostałych trzech, co ułatwia wspinaczkę po drzewach. Ogon ma formę szczątkową.
Dla ciekawskich :
Słowo koala pochodzi od słowa gula z języka Dharuk. Samogłoska /u/ była pisana alfabetem łacińskim jako oo, została zamieniona na oa prawdopodobnie z powodu błędu.
Schodzi on na ziemię tylko żeby przejść na inne drzewo, bo niestety nie umie jak małpki sobie po nich skakać. Żyje samotnie lub w niewielkich grupach złożonych z samca i kilku samic. Jest jedynym współcześnie żyjącym przedstawicielem rodzaju Phascolarctos.
Kola rośnie od 60 do 85cm, ważyć może ok. 8–15 kg, więc sądząc po tych wymiarach możemy stwierdzić, że kaoala nie są w sumie ani małe ani jakieś wielkie. Ich okres godowy trwa od marca do grudnia. Samica chodzi w ciąży 25-35 dni, (jej, ale krótko :D) może urodzić jedno młode raz na 2 lata.
Samce dojrzałość płciową osiągają w wieku 3-4 lat a samice 2-3 lat.
Te misie żyją ok. 15-20 lat.
Większość swojego życia spędzją na czubkach drzew eukaliptusowych. Są one bardziej aktywne nocą. Koala występuje wzdłuż wybrzeża Queensland, Nowej Południowej Walii oraz Wiktorii.
Układ trawienny koali umożliwia trawienie jedynie liści wybranych gatunków roślin. Koala preferuje eukaliptusy (Eucalyptus), ale uzupełnia też dietę liśćmi kilku gatunków z rodzajów Corymbia, Angophora, Lophostemon, banksja (Banksia), Leptospermum i Melaleuca. Dorosły osobnik zjada dziennie od 0,5 do 1 kg liści. Większość substancji mineralnych pobiera z soczystych liści. Wodę pije rzadko, dopiero gdy z powodu suszy zmniejsza się jej ilość w liściach, pije częściej.
Tak jak teraz na to patrzę to koala prowadzi bardzo zdrowy tryb życia, zjada same liście i pije wodę, też tak chcę :D
ZAPAMIĘTAJ !
TE SŁODKIE MISIE SĄ POD OCHRANĄ ( od 1977r.)
http://video.interia.pl/obejrzyj,film,119202,sortuj,sm,st,45135,pozycja,2,S%C5%82odki_koala
I zdjęcia ;)
CZYTAM=KOMENTUJE !
I jak co sądzicie ?
środa, 15 stycznia 2014
CARUKIA BARNESI
Blogi czasem się zmieniają… na
lepsze.
To była taka dziwna refleksja. Nie wiem, jak jest, bo po to mam Was przecież.
Tak, nie jesteście bezużyteczni. Cieszcie się i radujcie!
Zauważyliśta coś dziwnego?
2. Nie potrzebujeta, bo… {przepisać to, co jest powyżej}
3. Więcej grzechów nie pamiętam.
To ostatnie to oczywiście taki wielki żart. Nie mam nic do księży.
I ale tu kolorowo!
No więc, meduzę Irukandji możecie również znaleźć w sieci pod nazwą Carukia barnesi.
{Link, bo przez mój komputer zdjęć się nie da wstawiać. Normalnie należałoby urządzić mu pogrzeb - i to jeszcze tani, bo na drogi nie zasługuje - bez wątpienia!}
A drugie zdjęcie takie, żeby było widać, jakie to małe.
http://www.s-cont.ru/files/u5/Carukia_barnesi.jpg
Przypomina mi się, jak kiedyś oglądałam film na temat tej meduzy.
http://www.youtube.com/watch?v=rNJC0FI4aSs
– tu macie link do filmiku na youtube. Znajdziecie tam także w opisie nazwę filmu. Nie jestem pewna, czy to ten właśnie widziałam,
ale prawdopodobnie tak. ;) Jeśli ktoś
zdecyduje się go obejrzeć,
cóż, pozostaje mi życzyć udanego seansu! Możecie podziwiać Carukię
z bliska bez obawy, że zostaniecie poparzeni! Nie dostaniecie
syndromu, nie umrzecie. ;)
Shiro, to o czym
ta dyskusja w następnym tygodniu? {Chyba odpowiedni termin
na spotkanie. ;D}
To była taka dziwna refleksja. Nie wiem, jak jest, bo po to mam Was przecież.
Tak, nie jesteście bezużyteczni. Cieszcie się i radujcie!
Zauważyliśta coś dziwnego?
Tak, na pewno ;). Macie tu do czynienia z zupełnie inną osobą niż Shiro. Będę z nią tego bloga prowadziła. Notki me
będą się trochę różniły. Już to pewno
widzita widziadełkami. Ma być dziwnie i śmiesznie,
ma zapadać w pamięć jak wiadomość o
supermasywnej czarnej dziurze, która niedługo zeżre cały Wszechświat. Tak, to był mój pomysł… Tak,
takiej ogromnej dziury czarnej nie ma… To był tylko żart… Yhm… Tak… No…
Nazywam się Sensei. To mój nick właściwie, bo tak naprawdę to mam na
imię Aleksandra {i nie
lubię zdrobnień – pierwsza
rzecz, którą warto zapamiętać podczas odwiedzin tego bloga, haha}. Niech ktoś spróbuje ze
zdrobnieniem, to go poparzę!
Wiecie, o czym tu mówię? – Na pewno nie, ale snujecie jakieś tam domysły. Oklaski
dla domysłów - nawet tych złych! Tak,
‘złych’, nie ‘zuych’ – na bank dobrze napisałam.
A jak nie, to poprawiajta i wszyscy będą się radowali! ;)
A wracając do
poparzenia, to małe coś się zwie meduzą Irukandji. Możecie to
wygooglować, jeśli chceta, ale wiem, że nie
potrzebujeta.
1. Nie chceta,
bo wszystko ja Wam tu zaraz podam.2. Nie potrzebujeta, bo… {przepisać to, co jest powyżej}
3. Więcej grzechów nie pamiętam.
To ostatnie to oczywiście taki wielki żart. Nie mam nic do księży.
I ale tu kolorowo!
No więc, meduzę Irukandji możecie również znaleźć w sieci pod nazwą Carukia barnesi.
Ta meduza jest
bardzo niebezpieczna. Poparzenie przez nią może spowodować atak serca i śmierć.
Człowiek zwany
Ben Southall miał szczęście w nieszczęściu, można stwierdzić. Brytyjczyk wygrał
konkurs zorganizowany przez urząd ds. turystyki australijskiego stanu
Queensland i został nadzorcą wyspy koralowej. {Może Was to przy okazji zainteresuje, ale pojęcia nie mam}.
Przechodząc do miejsca dowiedzenia się, po co tak naprawdę o nim piszę
– więc: Ben Southall poinformował, że podczas "poświątecznej przejażdżki skuterem wodnym" poparzyła go meduza zwana Irukandji. Na szczęście zajęli się
nim lekarze i człowieczek sobie żyje. Co do szczęścia w nieszczęściu, o którym przed chwilą
wspomniałam, Brytyjczyk wypadek skomentował na blogu prowadzonym w ramach promocji wyspy następująco: udało
mi się uniknąć
ciosu kangura, pogryzienia przez rekina i ukąszenia
pająka czy węża,
ale w ciągu moich ostatnich kilku dni na Hamilton
Island zostałem poparzony przez malutkie stworzenie
zwane Irukandji.
Wiemy, co się może stać
po poparzeniu przez to niewielkie stworzonko, aczkolwiek wyżej wymieniony Brytyjczyk wyszedł cało z wypadku niedrobnego i drobnego
zarazem. {Co jest nieprawdopodobne. Wytrzeszczały
mi się gały, kiedy o tym czytałam – kiedy jeszcze nie przeczytałam innych informacji, które są
bardzo szokujące, ale nieco wyjaśniające. Jedno ze źródeł głosi, że
jad Irukandji jest sto razy silniejszy od jadu najjadowitszego węża – afrykańskiej mamby czarnej – i aż tysiąc razy silniejszy od jadu tarantuli. Atak
miniaturowej meduzy może zabić
człowieka w ciągu
dwóch minut. Widocznie może, ale nie musi. Zresztą podobno morska osa jest gorsza i eksperci sądzą, że pomimo tych wszystkich krążących wiadomości, większość ludzi nie umarłoby od poparzenia Irukandji. Chcecie, to
patrzcie, skąd to wzięłam
{UWAGA: język angielski!}: http://www.themorningbulletin.com.au/news/irukandji-most-venomous-box-jellyfish-kills-faster/1723743/.}
Może dowiedzmy się teraz coś
więcej na temat tejże meduzy – mam tu na myśli jej występowanie
itp. Nudne? – Not with
me. ;)
W swoim
naturalnym środowisku wodnym Carukia poluje na małe skorupiaki i ryby. Swe ofiary paraliżuje śmiertelnym jadem, następnie wciągając do dzwonu, gdzie je pożera. {Dzwon to chyba nie jest romantyczne miejsce.} Ofiara
porażona silną
toksyną w błyskawicznym czasie rozkłada się, co ułatwia
drapieżnikowi jej konsumpcję. {Informacja potwierdzona! – To miejsce nie jest
romantyczne.}
Meduza należy do gatunku kostkowców. {Kojarzy się z kostkami w biednych paluszkach, którymi się strzela – nie, nie pistolety mi teraz w głowie – dobra, pistolety, bo o nich pomyślałam także.}
Istotka zamieszkuje
ciepłe wody Pacyfiku otaczające Australię oraz można
ją spotkać
u wybrzeży Afryki. {Ona ma tam dom, więc nie pływać tam – no chyba, że chcecie koniecznie powitać
Śmierć jak ten Polikarp w „Rozmowie ze Śmiercią” – ciekawy tekst, aczkolwiek stary i mało zrozumiany, i przerabiany w szkole. Jak lekarze Wam pomóc
nie zdążą i umrzecie na atak serca? Nie zjecie
flaczków w sosie własnym nawet!}
Jest rozmiarów
ludzkiego kciuka a parzydełka mają
długość od 5 cm do 1 m. {To mało. Fajnie byłoby mieć taką meduzę w dużym akwarium. (:}
Po raz pierwszy meduzę zlokalizowano na północnych plażach
Cairns w 1952 roku, a nazwa Irukandji wzięła się od aborygeńskiego
plemienia zamieszkującego Cairns. {Ta nazwa barzo mi się podoba, nawiasem mówiąc - druga też! Wpada do mózgu jak... nie mam porównania, ale chyba zrozumiecie osobę, która wręcz uwielbia takie nazwy, które obco brzmią, hah.}
Gatunek ten zaliczany jet do najniebezpieczniejszych zwierząt świata i stanowi ogromne zagrożenie dla ludzi {Nie było to już mówione?}.
Szczególnie swoje żniwo zbiera w okresie wakacji i urlopów.
Największym problemem jest to, że
łatwo nadepnąć
tę „żywą galaretkę”,
ponieważ
ciężko ją dostrzec. {Nie życzę sobie, żeby
kiedykolwiek mi się to przytrafiło. Zaraz chyba wywieszam flagę
z informacją, że nigdy nie pojawię się tam, gdzie ona żyje. Goodbye, one of my favourite jellyfish!}
W przeciwieństwie do innych meduz nie tylko parzydełka, ale i kielich zawiera niebezpieczny jad. Wstrzykiwany
jest on nie na całej długości, ale samym końcem „żądła”, dlatego na początku ukłucie nie jest nawet takie bolesne. {Nie
chciałabym, by wbiła we mnie swe parzydełka, nawet jeśli to prawda.} Oparzenie wywołuje
chorobę zwaną
syndromem Irukandji. {Ma swój syndrom.
Cudownie, nie?} Objawy charakteryzują się silnymi wymiotami, osłabieniem, bólem nerek, przyspieszonym pulsem, znacznie podwyższonym ciśnieniem, a czasem gromadzi się śluz w płucach
powodujący bezdech. {Nie jest wcale cudownie.}
Ważne, jak diabli: W przypadku poparzenia przez Carukię barnesi należy jak najszybciej polać miejsce kontaktu octem – taka czynność zmniejsza rozprzestrzenianie się komórek jadowych. Należy pamiętać, że nigdy nie należy przemywać oparzenia alkoholem. Podczas transportu
do najbliższego szpitala, można w miejsce oparzenia nałożyć opaskę
uciskową.
Nie mogę uwierzyć, że jeszcze Wam nie przedstawiłam, jak to cudo wygląda.
No to patrzta i
podziwiajta!
{Link, bo przez mój komputer zdjęć się nie da wstawiać. Normalnie należałoby urządzić mu pogrzeb - i to jeszcze tani, bo na drogi nie zasługuje - bez wątpienia!}
A drugie zdjęcie takie, żeby było widać, jakie to małe.
http://www.s-cont.ru/files/u5/Carukia_barnesi.jpg
Przypomina mi się, jak kiedyś oglądałam film na temat tej meduzy.
Na razie tyle. シ
I jak? Podobają Wam się informacje w takiej formie?
Może wklepiemy na tapetę jakieś
wężowidła, których nie było? Wiesz, jak ja je uwielbiam! Cód, miód, orzeszki! I
maliny, które są takie przepyszne, ale trzeba długo na nie czekać w obecnej sytuacji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)